Wyszukiwarka

Wyszukiwarka

Kotlina Kłodzka + Praga

Było fajnie!

Wyjazd zarządzono, co prawda, o 7:00, czyli zdecydowanie za wcześnie, ale sama jazda mijała już przyjemnie. Może głośna muzyka była nieco problematyczna, jeśli ktoś chciał spać. Ale chyba nie za bardzo.

Pierwsze, co zobaczyliśmy, to masa kości i czaszek w pewnej kaplicy. Zdarzały się z tego powodu nawet pojedyncze zasłabnięcia, ale wszyscy wytrwali i mogli zwiedzać kolejny punkt wycieczki - skromną, uroczą mieścinę - Kudowę Zdrój. A z niej pojechaliśmy prosto na Szczeliniec Wielki, gdzie pokonaliśmy aż 720 stopni na jego szczyt. Panorama była zachwycająca, skały niesamowite, a śnieg w maju zaskakujący. Niektórzy tak zachwycali się  widokami i skałami, że postanowili bardzo zwolnić (chociaż trudność przeciskania się przez szczeliny też mogła być przyczyną u niektórych).

Potem ośrodek. Bez zasięgu. Tzn. był, ale trzeba się było niebezpiecznie wychylić przez okno, żeby go złapać. BHP więc mówi, że nie było zasięgu. Sam pensjonat tak się ucieszył na nasze przybycie, że aż włączono alarm, żeby nas przywitać. Miło z ich strony. Pograliśmy sobie  w siatkówkę, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. O 2:00 w nocy. Gorzej z pobudką o 6:00, ale jakoś daliśmy radę i pojechaliśmy do Pragi. I jechaliśmy. I jechaliśmy. I jechaliśmy. I jechaliśmy. W końcu jednak podróż dobiegła końca, a my zaczęliśmy zwiedzać Pragę, w tym słynny most Karola. W czasie wolnym najczęstszym wyborem były knedliczki i powolne zwiedzanie starówki. A potem powrót. Równie długi i jeszcze bardziej przepełniony różnorodną muzyką. A w hotelu za sprawą dwóch chłopaków z innej wycieczki nastąpiła integracja wyjazdów. I znowu o 2:00 do łóżek.

Trzeci dzień to powrót. Ale po drodze zahaczyliśmy jeszcze o kopalnię złota ze skarbcem i rege-krasnalem w środku, a także o piękną twierdzę, gdzie pokazano nam wystrzał z czarnoprochowej broni. Potem już prosto do Kalisza.

Najlepsze miejsca, najlepsze nauczycielki, najlepszy pan Andrzej i najlepsza wycieczka ever!

Kacper Garncarek, III c